115. TRYLOGIA SLAMMED, CZYLI MIŁOŚĆ W PARZE Z POEZJĄ
06:06
Ta
recenzja dotyczy wszystkich trzech tomów serii, jednak NIE MA TUTAJ SPOJLERÓW,
więc nawet jeśli dopiero planujecie przeczytać trylogię lub jesteście w
trakcie, możecie czytać wpis bez obaw :)
Tytuł oryginalny: Slammed / Point Of Retreat / This Girl
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 15 lutego 2018 / 16 lutego 2018
Wydawnictwo: Ya!
Liczba stron: 282 / 298 / 342
OPIS HISTORII:
Layken Cohen kilka miesięcy temu straciła ojca. Właśnie przeprowadziła się z matką i młodszym bratem do małego miasteczka w stanie Michigan, zostawiając za sobą słoneczny Teksas wraz z przyjaciółmi, szkołą i wspomnieniami. Już na samym początku okazuje się, że sąsiad z naprzeciwka mocno zamiesza w rodzinnych relacjach. Choć Lake ciężko jest to zrozumieć, zaczyna coraz częściej myśleć o Willu Cooperze, młodym nauczycielu, samotnie wychowującym brata.
Nikt z rodziny Cohenów nie spodziewa się jednak, jak bliscy sobie staną się jej członkowie, kiedy będą musieli zmierzyć się ze śmiertelną chorobą i codziennymi problemami.
PIERWSZY TOM – SLAMMED, czyli początek z grubej rury…
Już od pierwszych stron Hoover zaskoczyła mnie tempem relacji rozwijającej się między Willem i Lake. Owszem, byłam przyzwyczajona, że w książkach New Adult raczej nie trzeba czekać długo na moment zauroczenia lub zakochania bohaterki, ale żeby miało to miejsce po 20 stronach? Cóż, autorka nie bawiła się w owijanie w bawełnę i od razu przeszła do rzeczy. Jednak otwartość i szczerość, jaka od samego początku panowała między Willem i Layken, a do tego sposób, w jaki na siebie patrzeli… Wydawało mi się to nienaturalne.
Na moje szczęście, szybko okazało się, że historia tych dwojga nie będzie tak cukierkowa, jak wydawało mi się na początku, ponieważ los zdecydowanie nie chciał współpracować z bohaterami. Gdy akcja powieści trochę się już rozwinęła, problemy zaczęły wyrastać przed nimi jak grzyby po deszczu. Z drugiej strony patrząc, czasem miałam wrażenie, że jest ich wręcz zbyt wiele – wiecie, to była ta sytuacja, gdy na jedną osobę spada tak wiele nieszczęść, że wydaje się to zaburzać prawo prawdopodobieństwa. Mimo to w pewnym momencie rzeczywistość Lake i Willa stała się tak ciężka, że mimowolnie byłam ciekawa, jak zdołają wybrnąć ze wszystkich swoich kłopotów.
Można zauważyć różnicę między starszymi a nowszymi powieściami Colleen Hoover – z dużym plusem dla tych drugich. Jej najnowsza twórczość jest zdecydowanie doroślejsza niż to, co tworzyła na początku. Przykładowo jej Ugly Love zaliczyłabym do gatunku New Adult, ale Slammed jest już historią, która bardziej podpada mi pod romans młodzieżowy, a w niektórych momentach przypomina mi nawet opowieści z Wattpada. Mimo to nie brakuje tutaj „tego czegoś”, co sprawia, że zawsze czytam powieści CoHo z ogromną przyjemnością, choć nie pasują one do moich typowych upodobań literackich.
Historia Willa i Lake rozwinęła się w niezwykle ciekawym kierunku i pod koniec książki nie mogłam wytrzymać z niecierpliwości, aby dowiedzieć się, co będzie z nimi dalej. Dodatkowo pojawiający się w powieści motyw poezji był wyjątkowy – niektóre wiersze, wygłaszane na wieczorkach poetyckich nazywanych slamami, były poruszające i zdołały wzruszyć nawet mnie (nie zdarza mi się to często!). Ostatecznie Slammed uznaję za doskonałe Guilty Pleasure, które pokochałaby kilka lat młodsza ja, ale dziś także podoba mi się bardziej, niż byłabym gotowa przyznać na początku.
OCENA TOMU: 7/10
TOM DRUGI – POINT OF RETREAT, czyli spadek formy…
Jak to zwykle bywa, nawet najpiękniejsza sielanka nie trwa długo, więc w drugim tomie Will i Layken mierzą się z kolejnymi problemami, a tym razem są to problemy dotyczące konkretnie ich relacji. Do życia Willa powraca bowiem jego była dziewczyna, której pojawienie się wprowadza ogromny zamęt i wystawia naszych bohaterów na próbę.
Niestety muszę przyznać, że drugi tom trylogii nie był już tak ciekawy, jak pierwszy i gdzieś zniknął ten element przyjemności z czytania. Szczerze mówiąc, przez większość czasu pozostawałam obojętna na to, co dzieje się w książce. Wprawdzie niektóre wydarzenia zdołały mnie zaciekawić, jednak generalnie powiedziałabym, że Point Of Retreat sprowadzał się do błędów popełnianych przez bohaterów oraz dziwacznych i nieracjonalnych zachowań Willa, który próbował owe błędy naprawiać. Na plus zdecydowanie mogę zaliczyć końcówkę, w której następuje nagła kumulacja akcji praktycznie nieobecnej przez pierwsze 80% książki. Wydarzenia, które mają miejsce na ostatnich pięćdziesięciu stronach, łamią serca zarówno bohaterów, jak i czytelników, i choć w pewnym stopniu mogą zrekompensować pierwszą część książki, zachęcając do sięgnięcia po kolejny, ostatni już tom.
OCENA TOMU: 6/10
TOM TRZECI – THIS GIRL, czyli im dalej tym gorzej…
Po ostatni tom trylogii Colleen Hoover zabrałam się bez uprzedniego przeczytania opisu książki, jak to zresztą zwykle robię, i mimo że nie miałam określonych oczekiwań wobec zakończenia historii Willa i Lake, byłam zaskoczona. I to niestety niezbyt mile. Jestem prawie pewna, że gdyby nie zaproponowano mi zrecenzowania tej książki, sama nie zdecydowałabym się na kupienie jej w księgarni. Dlaczego? Cóż, ten tom jest w zasadzie odwróconą kopią części pierwszej, z tą jedynie różnicą, że poznajemy perspektywę Willa, a nie Layken. Jak możecie się domyślić, nie jest to nic nowatorskiego i nie wprowadza wiele do fabuły, i faktycznie tak jest, że przez większość książki czytamy drugi raz tą samą historię, nawet z tymi samymi dialogami.
Szczerze wątpię, czy ten tom był w ogóle potrzebny. W moim mniemaniu jest on całkowicie zbędny i gdybym go nie przeczytała, absolutnie nic bym nie straciła. Dobrze, prawdą jest, że w This Girl pojawia się kilka elementów, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia i mogliśmy się ich tylko domyślać, a teraz ułożyły się one w zgrabną i zrozumiałą całość, ale… wciąż nie są one warte zachodu. Te nieznane wcześniej fragmenty można by skondensować do nowelki o maksymalnie 40 stronach, a nie rozwlekać je na ponad 300! W rezultacie miałam wrażenie, że wciąż czytam drugi raz to samo, i musiałabym pałać do tej historii naprawdę niesamowitym uwielbieniem, żeby z zachwytem raz za razem powtarzać to, co już zdążyłam poznać.
OCENA TOMU: 5/10
PODSUMOWUJĄC… WARTO CZY NIE WARTO?
Jeśli zastanawiacie się, czy sięgnąć po wznowioną serię Slammed, moja rada brzmi TAK – śmiało sięgajcie po pierwszy tom, a jeśli chodzi o kolejne… Cóż, nic wielkiego się nie stanie, jeśli je pominiecie i poprzestaniecie na tym, co opowiedziane zostało w Pułapce uczuć. Jest ona naprawdę ciekawa, wciągająca i wzruszająca, jak Guilty Read z górnej półki, z którym można spędzić kilka cudownych wieczorów. Jeśli w Waszej głowie po przeczytaniu pierwszego tomu zostaną same miłe wspomnienia, nie ma potrzeby psuć sobie ich sięganiem po kolejne.
Za możliwość lektury gorąco dziękuję wydawnictwu Ya! :)
Autor: Colleen Hoover
Data wydania: 15 lutego 2018 / 16 lutego 2018
Wydawnictwo: Ya!
Liczba stron: 282 / 298 / 342
OPIS HISTORII:
Layken Cohen kilka miesięcy temu straciła ojca. Właśnie przeprowadziła się z matką i młodszym bratem do małego miasteczka w stanie Michigan, zostawiając za sobą słoneczny Teksas wraz z przyjaciółmi, szkołą i wspomnieniami. Już na samym początku okazuje się, że sąsiad z naprzeciwka mocno zamiesza w rodzinnych relacjach. Choć Lake ciężko jest to zrozumieć, zaczyna coraz częściej myśleć o Willu Cooperze, młodym nauczycielu, samotnie wychowującym brata.
Nikt z rodziny Cohenów nie spodziewa się jednak, jak bliscy sobie staną się jej członkowie, kiedy będą musieli zmierzyć się ze śmiertelną chorobą i codziennymi problemami.
PIERWSZY TOM – SLAMMED, czyli początek z grubej rury…
Już od pierwszych stron Hoover zaskoczyła mnie tempem relacji rozwijającej się między Willem i Lake. Owszem, byłam przyzwyczajona, że w książkach New Adult raczej nie trzeba czekać długo na moment zauroczenia lub zakochania bohaterki, ale żeby miało to miejsce po 20 stronach? Cóż, autorka nie bawiła się w owijanie w bawełnę i od razu przeszła do rzeczy. Jednak otwartość i szczerość, jaka od samego początku panowała między Willem i Layken, a do tego sposób, w jaki na siebie patrzeli… Wydawało mi się to nienaturalne.
Na moje szczęście, szybko okazało się, że historia tych dwojga nie będzie tak cukierkowa, jak wydawało mi się na początku, ponieważ los zdecydowanie nie chciał współpracować z bohaterami. Gdy akcja powieści trochę się już rozwinęła, problemy zaczęły wyrastać przed nimi jak grzyby po deszczu. Z drugiej strony patrząc, czasem miałam wrażenie, że jest ich wręcz zbyt wiele – wiecie, to była ta sytuacja, gdy na jedną osobę spada tak wiele nieszczęść, że wydaje się to zaburzać prawo prawdopodobieństwa. Mimo to w pewnym momencie rzeczywistość Lake i Willa stała się tak ciężka, że mimowolnie byłam ciekawa, jak zdołają wybrnąć ze wszystkich swoich kłopotów.
Można zauważyć różnicę między starszymi a nowszymi powieściami Colleen Hoover – z dużym plusem dla tych drugich. Jej najnowsza twórczość jest zdecydowanie doroślejsza niż to, co tworzyła na początku. Przykładowo jej Ugly Love zaliczyłabym do gatunku New Adult, ale Slammed jest już historią, która bardziej podpada mi pod romans młodzieżowy, a w niektórych momentach przypomina mi nawet opowieści z Wattpada. Mimo to nie brakuje tutaj „tego czegoś”, co sprawia, że zawsze czytam powieści CoHo z ogromną przyjemnością, choć nie pasują one do moich typowych upodobań literackich.
Historia Willa i Lake rozwinęła się w niezwykle ciekawym kierunku i pod koniec książki nie mogłam wytrzymać z niecierpliwości, aby dowiedzieć się, co będzie z nimi dalej. Dodatkowo pojawiający się w powieści motyw poezji był wyjątkowy – niektóre wiersze, wygłaszane na wieczorkach poetyckich nazywanych slamami, były poruszające i zdołały wzruszyć nawet mnie (nie zdarza mi się to często!). Ostatecznie Slammed uznaję za doskonałe Guilty Pleasure, które pokochałaby kilka lat młodsza ja, ale dziś także podoba mi się bardziej, niż byłabym gotowa przyznać na początku.
OCENA TOMU: 7/10
TOM DRUGI – POINT OF RETREAT, czyli spadek formy…
Jak to zwykle bywa, nawet najpiękniejsza sielanka nie trwa długo, więc w drugim tomie Will i Layken mierzą się z kolejnymi problemami, a tym razem są to problemy dotyczące konkretnie ich relacji. Do życia Willa powraca bowiem jego była dziewczyna, której pojawienie się wprowadza ogromny zamęt i wystawia naszych bohaterów na próbę.
Niestety muszę przyznać, że drugi tom trylogii nie był już tak ciekawy, jak pierwszy i gdzieś zniknął ten element przyjemności z czytania. Szczerze mówiąc, przez większość czasu pozostawałam obojętna na to, co dzieje się w książce. Wprawdzie niektóre wydarzenia zdołały mnie zaciekawić, jednak generalnie powiedziałabym, że Point Of Retreat sprowadzał się do błędów popełnianych przez bohaterów oraz dziwacznych i nieracjonalnych zachowań Willa, który próbował owe błędy naprawiać. Na plus zdecydowanie mogę zaliczyć końcówkę, w której następuje nagła kumulacja akcji praktycznie nieobecnej przez pierwsze 80% książki. Wydarzenia, które mają miejsce na ostatnich pięćdziesięciu stronach, łamią serca zarówno bohaterów, jak i czytelników, i choć w pewnym stopniu mogą zrekompensować pierwszą część książki, zachęcając do sięgnięcia po kolejny, ostatni już tom.
OCENA TOMU: 6/10
TOM TRZECI – THIS GIRL, czyli im dalej tym gorzej…
Po ostatni tom trylogii Colleen Hoover zabrałam się bez uprzedniego przeczytania opisu książki, jak to zresztą zwykle robię, i mimo że nie miałam określonych oczekiwań wobec zakończenia historii Willa i Lake, byłam zaskoczona. I to niestety niezbyt mile. Jestem prawie pewna, że gdyby nie zaproponowano mi zrecenzowania tej książki, sama nie zdecydowałabym się na kupienie jej w księgarni. Dlaczego? Cóż, ten tom jest w zasadzie odwróconą kopią części pierwszej, z tą jedynie różnicą, że poznajemy perspektywę Willa, a nie Layken. Jak możecie się domyślić, nie jest to nic nowatorskiego i nie wprowadza wiele do fabuły, i faktycznie tak jest, że przez większość książki czytamy drugi raz tą samą historię, nawet z tymi samymi dialogami.
Szczerze wątpię, czy ten tom był w ogóle potrzebny. W moim mniemaniu jest on całkowicie zbędny i gdybym go nie przeczytała, absolutnie nic bym nie straciła. Dobrze, prawdą jest, że w This Girl pojawia się kilka elementów, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia i mogliśmy się ich tylko domyślać, a teraz ułożyły się one w zgrabną i zrozumiałą całość, ale… wciąż nie są one warte zachodu. Te nieznane wcześniej fragmenty można by skondensować do nowelki o maksymalnie 40 stronach, a nie rozwlekać je na ponad 300! W rezultacie miałam wrażenie, że wciąż czytam drugi raz to samo, i musiałabym pałać do tej historii naprawdę niesamowitym uwielbieniem, żeby z zachwytem raz za razem powtarzać to, co już zdążyłam poznać.
OCENA TOMU: 5/10
PODSUMOWUJĄC… WARTO CZY NIE WARTO?
Jeśli zastanawiacie się, czy sięgnąć po wznowioną serię Slammed, moja rada brzmi TAK – śmiało sięgajcie po pierwszy tom, a jeśli chodzi o kolejne… Cóż, nic wielkiego się nie stanie, jeśli je pominiecie i poprzestaniecie na tym, co opowiedziane zostało w Pułapce uczuć. Jest ona naprawdę ciekawa, wciągająca i wzruszająca, jak Guilty Read z górnej półki, z którym można spędzić kilka cudownych wieczorów. Jeśli w Waszej głowie po przeczytaniu pierwszego tomu zostaną same miłe wspomnienia, nie ma potrzeby psuć sobie ich sięganiem po kolejne.
Za możliwość lektury gorąco dziękuję wydawnictwu Ya! :)
0 komentarze