182. ,,Bezludna wyspa" M.A. Bennett

21:23


Lincoln Selkirk szczerze nienawidzi swojej szkoły. I ma do tego pełne prawo, patrząc na to, jakich prześladowań doświadczył w niej w ciągu ostatnich trzech lat. Już pierwszego dnia nauki w Osney, wybitnej szkole dla dzieci wysoko postawionych pracowników amerykańskich uniwersytetów, został zdegradowany do najniższej możliwej kategorii w hierarchii społecznej - do Dwunastek. W szkole, w której o pozycji ucznia przesądza czas, w jakim zdolny jest on przebiec określony dystans wokół boiska, wyjątkowy umysł i inteligencja Lincolna nie na wiele się zdały. Trzy lata ciągłego poniżania poskutkowały w jego umyśle chęcią zemsty na tych, którzy zafundowali mu piekło.

Pewnego dnia klasa Lincolna w drodze na obóz letni rozbija się samolotem na bezludnej wyspie. Choć chłopak początkowo myśli, że jest jedynym ocalałym z katastrofy, okazuje się, że pozostała szóstka jego oprawców również przeżyła. W trakcie pobytu na wyspie Lincoln odkrywa, że porządek obowiązujący w Osney może teraz ulec zmianie. To on, wykorzystując swoją wiedzę o sztuce przetrwania, może uzależnić od siebie innych. Może stać się ich panem. 


Kilka miesięcy temu miałam wątpliwą przyjemność czytać książkę o tytule S.T.A.G.S autorstwa M.A. Bennett. Był to jeden z tych przypadków, kiedy wyjątkowo męczyłam się z powieścią i nie wspomnę nawet, jak wiele irytacji i nerwów kosztowało mnie jej ukończenie. Powiedziałam sobie wtedy: Nigdy więcej. Nigdy więcej tej serii, nigdy więcej M.A. Bennett… Cóż, rzeczywistość okazała się trochę inna. Po przeczytaniu opisu Bezludnej wyspy właściwie bez zastanowienia zdecydowałam się na jej zrecenzowanie, nie patrząc nawet na nazwisko autorki. Możecie wyobrazić sobie, co czułam, gdy spostrzegłam w końcu swoje niedopatrzenie. A jednak, nie wszystkie pomyłki prowadzą do katastrofy. Nigdy bowiem nie widziałam, aby dwie książki autorstwa tej samej osoby tak bardzo różniły się między sobą. 



Warto zacząć od tego, że Bezludna wyspa jest uwspółcześnioną wariacją na temat Władcy much Williama Goldinga, co nietrudno dostrzec po przeczytaniu opisu książki. Władca much opowiada bowiem o losach grupy chłopców ocalałych z katastrofy samolotu, którzy na bezludnej wyspie usiłują stworzyć własne rządy. Nie jestem w stanie stwierdzić, w jakim stopniu fabuła tych dwóch powieści pokrywa się ze sobą, ponieważ nie czytałam książki Goldinga, jednak wydaje mi się, że pewne mechanizmy ujawniające się podczas pobytu na wyspie zostały ukazane w obu powieściach, jednak zakończenia, postaci i inne elementy fabuły nie są zbieżne. 


Moment, w którym bohaterowie książki trafiają na wyspę, jest przełomem. Lincoln od samego początku uznaje samego siebie za jedynego władcę wyspy - nadaje nazwy jej strategicznym punktom, ustanawia nowe zasady, tworzy należące do niego atrybuty władzy. Jego inteligencja i spryt mają mu dać prawo górowania nad resztą rozbitków, których zamierza uzależnić od siebie - tylko on zna sposób na wzniecenie ognia, a tym samym może kontrolować ilość pożywienia, jaką daje swoim współtowarzyszom. Pobyt na wyspie jest dla Lincolna tym, czym podróż w głąb Afryki dla bohaterów Jądra ciemności - odkrywaniem mrocznych zakamarków duszy. Z biegiem kolejnych stron byłam coraz bardziej przerażona tym, jak zmienia się postać głównego bohatera: z zagubionego chłopaka budzącego współczucie stał się odrażającym, bezlitosnym dyktatorem. 


Przemiana Lincolna była tym elementem Bezludnej wyspy, który zrobił na mnie największe wrażenie. Czuję nawet, że fragmenty tej powieści, dotyczące zmian zachodzących w psychice bohatera, mogłyby być dobrym materiałem do analizy w szkole. Szczególnie, że autorka wykorzystała wiele symbolicznych przedmiotów i sytuacji, które wskazywały na pogłębiającą się przemianę Lincolna. Trochę jak w Folwarku zwierzęcym Orwella, gdy świnie - alegorie przywódców - stopniowo łamały ustanawiane przez siebie reguły, najpierw zaczynając chodzić na dwóch nogach, potem zakładając spodnie, a na końcu wprowadzając się do domu pana Jonesa. Podobnie Lincoln z każdym dniem coraz bardziej wyróżniał sam siebie spośród grona pozostałych rozbitków, tworząc hierarchię, na której stał szczycie. Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona, widząc takie “szkolne” wątki w powieści młodzieżowej, jednak działało to zdecydowanie na plus - mój humanistyczny umysł bardzo się cieszył na widok wielu odwołań do literatury, jakie zawierała Bezludna wyspa.


Poza oczywistą analogią do Władcy much, książka M.A. Bennett odwoływała się do wielu innych powieści lub filmów, tak zwanych robinsonad - w tym do Cast Away, Jaskółek i Amazonek, Wyspy skarbów czy do Hrabiego Monte Christo. Co więcej - elementy fabuły z tych książek składały się na rozwiązanie zagadki w Bezludnej wyspie. Nie wiem, jak Was, ale mnie niesamowicie ekscytuje wykorzystywanie fragmentów istniejących tekstów kultury do tworzenia zagadek we współcześniejszej książce. 



Bezludna wyspa niesamowicie mnie wciągnęła. Wiecie, jak to jest, kiedy czytacie książkę tak dobrą, że aż zapominacie o otaczającym Was świecie? I dopiero, gdy coś Was nagle wyrwie z lektury, orientujecie się, że byliście gdzieś zupełnie poza czasem i miejscem. Ja właśnie tak miałam z Bezludną wyspą. Gdy przypomnę sobie, jak się czułam, gdy czytałam poprzednią książkę tej autorki, S.T.A.G.S, to nie potrafię uwierzyć, że obie powieści są napisane przez tę samą osobę. To aż niewiarygodne, jak skrajnie odmienne odczucia towarzyszyły mi przy tych dwóch lekturach - oczywiście na korzyść Bezludnej wyspy


Obawiałam się, że Bezludna wyspa będzie zbyt infantylna, aby ją polubić. Bałam się, że może okaże się przesadnie “młodzieżowa”, tak że nie będzie można jej w żaden sposób zestawić z XX-wiecznym Władcą much, do którego się ją porównuje. Przekonałam się jednak, że elementy współczesne zostały doskonale przeplecione z tymi ponadczasowymi, godnymi powieści Goldinga. Autorka w tak zgrabny sposób umieściła w powieści wątek nowoczesnej muzyki rozrywkowej, języka młodzieżowego i Bikini Dolnego ze Spongeboba, że absolutnie nie wydawało się to być nie na miejscu, choć brzmieć może absurdalnie.


No właśnie, muzyka. To ona jest pewnego rodzaju motywem przewodnim książki. Każda z kilku części powieści rozpoczyna się od tytułu jednej z ulubionych piosenek głównego bohatera - tych piosenek, które zabrałby ze sobą, gdyby miał znaleźć się na bezludnej wyspie. Na samym końcu powieści poznajemy również podobne listy ukochanych utworów reszty bohaterów i okazuje się, że również one będą potrzebne do rozwiązania zagadki ukrytej w książce.


Nie jestem w stanie wymienić jednej rzeczy, która mogłaby Was zniechęcić do książki M.A. Bennett. Teraz, świeżo po lekturze, jestem pod takim jej wrażeniem, że jestem pewna, że ta powieść spodobałaby się każdemu. Znajdziecie w niej masę wątków psychologicznych, zaskakujące zakończenie, aluzje do klasyków literatury i fabułę, od której nie można się oderwać. Jest to książka, która zapewni zarówno rozrywkę, jak i odrobinę wysiłku umysłowego, jeśli zdecydujecie się na samodzielną próbę poskładania w całość elementów układanki. Z całego serca Wam ją polecam.

 

★★★★★★★★☆☆



Co znalazłoby się na Waszej liście ulubionych piosenek, które moglibyście ze sobą zabrać na bezludną wyspę? Czytaliście którąś z książek M.A. Bennett?

D.






You Might Also Like

8 komentarze

  1. Mnie już sam opis książki bardzo zaintrygował, a Twoja recenzja jeszcze bardziej zachęciła mnie do poznania tej powieści. Też lubię takie nawiązania do innych książek, jestem też ciekawa całej tej układanki. Czasem tak jest, że książka jakiegoś autora czy autorki nie przypadnie do gustu, a później okazuje się, że nie warto skreślać takiego autora, bo już kolejna książka może okazać się dużo lepsza tak jak w tym przypadku. Koniecznie muszę przeczytać tę pozycję, to zdecydowanie moje klimaty. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierwszy raz spotkałam się z dwoma tak różniącymi się książkami tej samej autorki. Może to nauczy mbie trochę cierpliwości, aby nie oceniać całej twórczości przez pryzmat jednego dzieła. Mam nadzieję, że "Bezludna wyspa" przypadnie Ci do gustu :)

      Usuń
  2. Cieszę się, że tobie ta książka się podobała. Ja już czytałam o niej różne opinie, dlatego sama chce po nią sięgnąć i wyrobić swoje zdanie.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najlepsze wyjście - przekonać się na własnej skórze :)

      Usuń
  3. Ja nie znam twórczości autorki i nie mam uprzedzeń co do niej, a jednak nie jestem do tej książki przekonana. Chyba za stara już jestem na tę powieść i bardzo różne opinie o niej widuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem ;) Gdybyś jednak kiedyś zmieniła zdanie, to polecam Ci "Bezludną wyspę" na pierwsze spotkanie z autorką :)

      Usuń
  4. Bardzo mnie cieszy tak pozytywna opinia, bo jest niesamowicie zachęcająca, a ksiązka już czeka na półce :D

    OdpowiedzUsuń

MÓJ INSTAGRAM

MÓJ FACEBOOK

NAPISZ DO MNIE

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *