117. TAJEMNICA DIABELSKIEGO KRĘGU, CZYLI ANIOŁY, KLASZTOR I TAJEMNICE
21:03
Autor: Anna Kańtoch
Data wydania: 6 listopada 2013
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 544
PIERWSZE ZDANIE:
OPIS:
Trzynastoletnia Nina zostaje zaproszona na tajemnicze wakacje w klasztorze, znajdującym się w niewielkiej nadmorskiej wiosce Markoty. Na miejscu odkrywa, że oprócz niej anioły zaprosiły jeszcze kilkanaścioro dzieci, jednak żadne z nich nie wie, dlaczego zostało wybrane. Nina jest przecież zwyczajną dziewczyną, nie wyróżnia się niczym, co mogłoby przyciągnąć uwagę wysłanników niebios.
Już pierwszego dnia pobytu w Markotach Nina jest świadkiem niepokojących zdarzeń, a z każdym dniem na światło dzienne wychodzi coraz więcej tajemnic, które dziewczyna stara się rozwikłać. Być może zaproszenie dzieci do klasztoru nie było przypadkowe… A może anioły nie są tym, za kogo się podają…
OPINIA:
Przyznaję się bez bicia – do przeczytania tej książki przekonała mnie okładka. Cała seria Anny Kańtoch, której trzeci tom ma premierę już niedługo, tak bardzo kusi swoim wyglądem, że po prostu nie mogłam się powstrzymać. Oczywiście opis fabuły również mnie zainteresował, gdyż w przeciwnym razie raczej nie zdecydowałabym się na przeczytanie Tajemnicy Diabelskiego Kręgu. Jednak to połączenie pięknej oprawy i intrygującego opisu ostatecznie mnie do niej przekonało i… Czy było warto? Tego dowiecie się po przeczytaniu kilku poniższych akapitów.
Zacznijmy od plusów:
Powieść posiada wyjątkowy klimat, który wbrew pozorom nie jest tak często spotykany w książkach. Nawet niewiele kryminałów, jakie czytałam, rozsiewało wokół siebie taką atmosferę tajemniczości i niepokoju, jak Tajemnica Diabelskiego Kręgu. Podczas czytania moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach i przenosząc się do mrocznego, pełnego tajemnic i niedopowiedzeń klasztoru, miałam wrażenie, że sama jestem w nim razem z bohaterami. Ten klimat był w pewien sposób nęcący i sprawiał, że przerywając czytanie wciąż czułam przyciąganie lektury, która wręcz wołała mnie, abym do niej wróciła. Dochodzi do tego fakt, że akcja książki toczy się w powojennej Polsce i w powietrzu da się wyczuć ten specyficzny klimat PRL-u – ciężko jest mi to opisać, ale uwierzcie mi, wszystko to razem tworzy magiczną atmosferę.
Na każdej stronie książki natykałam się na kolejne zagadkowe elementy układanki czekającej na rozwiązanie. Fantastyczne jest to, że jako czytelnik byłam nie tylko obserwatorem prowadzonego przez Ninę śledztwa, ale również mogłam brać w nim udział. Mimo że zagadki i tajemnice to całkowicie mój świat, jak już kiedyś wspominałam, Sherlock Holmes byłby ze mnie kiepski. Lecz sam fakt, że miałam szansę być zaangażowana w akcję książki, zasługuje na dużą pochwałę. Osoby z nieco większą spostrzegawczością i wyobraźnią niż moja będą mogły zabawić się w detektywa ;)
Z zaskoczeniem odkryłam również, jak bardzo przypasował mi styl pisania autorki. Anna Kańtoch nie tworzy słowami zawiłych obrazów, nie upiększa i nie stosuje miliona metafor, epitetów i innych środków stylistycznych, ale jej pióro jest proste, zgrabne i przypomina mi książki, jakie czytałam będąc w podstawówce. Można powiedzieć, że był to styl pisania typowy dla literatury przygodowej, w której nie służy on podkoloryzowaniu rzeczywistości, lecz rzeczowemu przedstawieniu toczących się wydarzeń. Generalnie preferuję większą fantazję i zabawę słowem w pisaniu, ale, o dziwo, Anna Kańtoch zdołała mnie do siebie przekonać.
Teraz przychodzi pora na wady:
Nie da się ukryć, że powieść wydaje się być przeznaczona dla czytelników z grupy wiekowej 12-15 lat i choć w dużej części książki nie odnajdziemy typowych dla literatury dziecięcej elementów, to w niektórych momentach były one doskonale widoczne – i niestety, niesamowicie działały mi na nerwy. Głównie mam tu na myśli przechwałki i odzywki pewnych bohaterów, które pojawiają się wielokrotnie – coś w stylu „ach, patrzcie, jaki jestem silny” rzuconego w najmniej odpowiednim momencie. W porządku, rozumiem, że dzieciom zdarza się wypalić z takim irytującym tekstem, ale powtarzanie go przy prawie każdej okazji sprawia, że można dostać nerwicy.
Przez całą lekturę starałam się podchodzić z przymrużeniem oka do poruszanych kwestii religijnych, na podstawie których autorka stworzyła zarys fabuły książki – historia rozpoczyna się niespodziewanym przybyciem aniołów na Ziemię, które jest przez ludzi postrzegane jako znak od Boga i od tej chwili traktują oni przybyszy jak boskie istoty, którym należy się podporządkować. Wszystko miałoby jeszcze może jakiś sens, gdyby postacie aniołów nie były tak rozczarowująco żałosne. W trakcie książki na jaw wychodzą pewne tajemnice dotyczące skrzydlatych, które zmieniają ich obraz w oczach ludzi, jednak ja byłam naprawdę zawiedziona ich bezużytecznością. Można by pomyśleć, że takie fantastyczne istoty powinny być mocnym punktem tej powieści, jednak okazały się jednym z najsłabszych. Cholera, no, każdy, kto kupiłby sobie sztuczne skrzydła i założył białą suknię, byłby bardziej anielski, niż oni.
Myślę, że Tajemnica Diabelskiego Kręgu byłaby dobrą książką dla młodszej młodzieży ze zbyt wybujałą wyobraźnią. Niektóre elementy tej książki wydawały mi się bowiem aż nazbyt wydumane i owiane niepotrzebną aurą podniosłości. Może jestem już na to za stara, a może nigdy nie byłam dzieckiem zdolnym do snucia daleko płynących fantazji, ale teraz sprawiały one jedynie, że miałam ochotę parsknąć śmiechem, myśląc o ich absurdalności.
PODSUMOWANIE:
Jak widzicie, nie brakuje zarówno plusów, jak i minusów książki Anny Kańtoch. Czy w takim razie mogę Wam ja polecić? Tak, ponieważ jakby nie było, jest to historia oryginalna, z którą nie spotkałam się nigdy wcześniej, no i w większości jej czytanie sprawiło mi naprawdę dużą przyjemność, mimo że wykraczam już poza zakres wiekowy docelowej grupy odbiorców tej powieści. Z chęcią sięgnę także po drugi tom serii, Tajemnicę nawiedzonego lasu, ponieważ mam dziwne przeczucie i nadzieję, że zdoła on przekonać mnie ostatecznie do twórczości Anny Kańtoch i będzie jeszcze lepszy niż pierwszy.
Za możliwość przeczytania książki gorąco dziękuję wydawnictwu Uroboros! :)
PS. Znów coś się pomieszało ze czcionką - wybaczcie mi to. Śmiało możemy zwalić winę na mój komputer, który sam nie potrafi napisać literki "ę", więc muszę ją wklejać za każdym razem, a wtedy czcionka trochę się sypie :')
Data wydania: 6 listopada 2013
Wydawnictwo: Uroboros
Liczba stron: 544
PIERWSZE ZDANIE:
OPIS:
Trzynastoletnia Nina zostaje zaproszona na tajemnicze wakacje w klasztorze, znajdującym się w niewielkiej nadmorskiej wiosce Markoty. Na miejscu odkrywa, że oprócz niej anioły zaprosiły jeszcze kilkanaścioro dzieci, jednak żadne z nich nie wie, dlaczego zostało wybrane. Nina jest przecież zwyczajną dziewczyną, nie wyróżnia się niczym, co mogłoby przyciągnąć uwagę wysłanników niebios.
Już pierwszego dnia pobytu w Markotach Nina jest świadkiem niepokojących zdarzeń, a z każdym dniem na światło dzienne wychodzi coraz więcej tajemnic, które dziewczyna stara się rozwikłać. Być może zaproszenie dzieci do klasztoru nie było przypadkowe… A może anioły nie są tym, za kogo się podają…
OPINIA:
Przyznaję się bez bicia – do przeczytania tej książki przekonała mnie okładka. Cała seria Anny Kańtoch, której trzeci tom ma premierę już niedługo, tak bardzo kusi swoim wyglądem, że po prostu nie mogłam się powstrzymać. Oczywiście opis fabuły również mnie zainteresował, gdyż w przeciwnym razie raczej nie zdecydowałabym się na przeczytanie Tajemnicy Diabelskiego Kręgu. Jednak to połączenie pięknej oprawy i intrygującego opisu ostatecznie mnie do niej przekonało i… Czy było warto? Tego dowiecie się po przeczytaniu kilku poniższych akapitów.
Zacznijmy od plusów:
Powieść posiada wyjątkowy klimat, który wbrew pozorom nie jest tak często spotykany w książkach. Nawet niewiele kryminałów, jakie czytałam, rozsiewało wokół siebie taką atmosferę tajemniczości i niepokoju, jak Tajemnica Diabelskiego Kręgu. Podczas czytania moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach i przenosząc się do mrocznego, pełnego tajemnic i niedopowiedzeń klasztoru, miałam wrażenie, że sama jestem w nim razem z bohaterami. Ten klimat był w pewien sposób nęcący i sprawiał, że przerywając czytanie wciąż czułam przyciąganie lektury, która wręcz wołała mnie, abym do niej wróciła. Dochodzi do tego fakt, że akcja książki toczy się w powojennej Polsce i w powietrzu da się wyczuć ten specyficzny klimat PRL-u – ciężko jest mi to opisać, ale uwierzcie mi, wszystko to razem tworzy magiczną atmosferę.
Na każdej stronie książki natykałam się na kolejne zagadkowe elementy układanki czekającej na rozwiązanie. Fantastyczne jest to, że jako czytelnik byłam nie tylko obserwatorem prowadzonego przez Ninę śledztwa, ale również mogłam brać w nim udział. Mimo że zagadki i tajemnice to całkowicie mój świat, jak już kiedyś wspominałam, Sherlock Holmes byłby ze mnie kiepski. Lecz sam fakt, że miałam szansę być zaangażowana w akcję książki, zasługuje na dużą pochwałę. Osoby z nieco większą spostrzegawczością i wyobraźnią niż moja będą mogły zabawić się w detektywa ;)
Z zaskoczeniem odkryłam również, jak bardzo przypasował mi styl pisania autorki. Anna Kańtoch nie tworzy słowami zawiłych obrazów, nie upiększa i nie stosuje miliona metafor, epitetów i innych środków stylistycznych, ale jej pióro jest proste, zgrabne i przypomina mi książki, jakie czytałam będąc w podstawówce. Można powiedzieć, że był to styl pisania typowy dla literatury przygodowej, w której nie służy on podkoloryzowaniu rzeczywistości, lecz rzeczowemu przedstawieniu toczących się wydarzeń. Generalnie preferuję większą fantazję i zabawę słowem w pisaniu, ale, o dziwo, Anna Kańtoch zdołała mnie do siebie przekonać.
Teraz przychodzi pora na wady:
Nie da się ukryć, że powieść wydaje się być przeznaczona dla czytelników z grupy wiekowej 12-15 lat i choć w dużej części książki nie odnajdziemy typowych dla literatury dziecięcej elementów, to w niektórych momentach były one doskonale widoczne – i niestety, niesamowicie działały mi na nerwy. Głównie mam tu na myśli przechwałki i odzywki pewnych bohaterów, które pojawiają się wielokrotnie – coś w stylu „ach, patrzcie, jaki jestem silny” rzuconego w najmniej odpowiednim momencie. W porządku, rozumiem, że dzieciom zdarza się wypalić z takim irytującym tekstem, ale powtarzanie go przy prawie każdej okazji sprawia, że można dostać nerwicy.
Przez całą lekturę starałam się podchodzić z przymrużeniem oka do poruszanych kwestii religijnych, na podstawie których autorka stworzyła zarys fabuły książki – historia rozpoczyna się niespodziewanym przybyciem aniołów na Ziemię, które jest przez ludzi postrzegane jako znak od Boga i od tej chwili traktują oni przybyszy jak boskie istoty, którym należy się podporządkować. Wszystko miałoby jeszcze może jakiś sens, gdyby postacie aniołów nie były tak rozczarowująco żałosne. W trakcie książki na jaw wychodzą pewne tajemnice dotyczące skrzydlatych, które zmieniają ich obraz w oczach ludzi, jednak ja byłam naprawdę zawiedziona ich bezużytecznością. Można by pomyśleć, że takie fantastyczne istoty powinny być mocnym punktem tej powieści, jednak okazały się jednym z najsłabszych. Cholera, no, każdy, kto kupiłby sobie sztuczne skrzydła i założył białą suknię, byłby bardziej anielski, niż oni.
Myślę, że Tajemnica Diabelskiego Kręgu byłaby dobrą książką dla młodszej młodzieży ze zbyt wybujałą wyobraźnią. Niektóre elementy tej książki wydawały mi się bowiem aż nazbyt wydumane i owiane niepotrzebną aurą podniosłości. Może jestem już na to za stara, a może nigdy nie byłam dzieckiem zdolnym do snucia daleko płynących fantazji, ale teraz sprawiały one jedynie, że miałam ochotę parsknąć śmiechem, myśląc o ich absurdalności.
PODSUMOWANIE:
Jak widzicie, nie brakuje zarówno plusów, jak i minusów książki Anny Kańtoch. Czy w takim razie mogę Wam ja polecić? Tak, ponieważ jakby nie było, jest to historia oryginalna, z którą nie spotkałam się nigdy wcześniej, no i w większości jej czytanie sprawiło mi naprawdę dużą przyjemność, mimo że wykraczam już poza zakres wiekowy docelowej grupy odbiorców tej powieści. Z chęcią sięgnę także po drugi tom serii, Tajemnicę nawiedzonego lasu, ponieważ mam dziwne przeczucie i nadzieję, że zdoła on przekonać mnie ostatecznie do twórczości Anny Kańtoch i będzie jeszcze lepszy niż pierwszy.
Za możliwość przeczytania książki gorąco dziękuję wydawnictwu Uroboros! :)
PS. Znów coś się pomieszało ze czcionką - wybaczcie mi to. Śmiało możemy zwalić winę na mój komputer, który sam nie potrafi napisać literki "ę", więc muszę ją wklejać za każdym razem, a wtedy czcionka trochę się sypie :')
0 komentarze