Nastoletnia
Greer Walsh chodzi do szkoły średniej, a każdy, kto kiedykolwiek był
nastolatkiem, wie, że liceum rządzi się swoimi prawami. Jeśli – tak jak Greer –
jesteś bystra i wyróżniasz się na zajęciach z rozszerzonej matematyki, a żadne
równanie nie jest dla ciebie wyzwaniem, możesz mieć pewność, że nie przyniesie
ci to popularności. Jeśli jednak – tak jak Greer – posiadasz piersi większe niż
u innych dziewczyn w szkole… masz jak w banku to, że właśnie za to zostaniesz
zapamiętana.
Jednak Greer nie chce przykuwać spojrzeń, dlatego ukrywa się pod ogromnymi bluzami, osłaniającymi jej zmieniające się ciało, którego nie potrafi zaakceptować. Jej codzienność polegającą na przemykaniu z miejsca na miejsce i wtapianiu się w tłum przerywa pojawienie się Jacksona Oatesa – chłopaka, który właśnie wprowadził się do miasta. Jego obecność oraz to, że Greer niespodziewanie dostaje się do drużyny siatkarskiej, sprawi, że dziewczyna będzie musiała przestać ukrywać się przed światem. Łatwo mówić, trudniej zrobić.
Ciałopozytywność.
Ten termin, dosyć niezgrabnie przetłumaczony wprost z angielskiego body
positivity wystarczył, abym w jednej chwili zdecydowała się na lekturę Oczy
mam tutaj. Trzeba przyznać, że okładka książki nie zachwyca i raczej nie
będzie tym, co przyciągnęłoby do niej czytelników. Również nazwisko autorki,
której to debiutancką powieść dziś recenzuję, nie sprawiłoby, że w dniu
premiery książki tłumy stałyby pod księgarnią. Mimo to historia ta tak
niespodziewanie skradła moje serce, że chciałabym rozsławić jej tytuł. Powieść
Laury Zimmermann jest bowiem jedną z tych książek, które każda kobieta –
szczególnie ta dorastająca – powinna przeczytać.
Oczy
mam tutaj zachwyciła mnie
od samego początku. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się po niej wiele.
Dałam się zwieść lichą okładką, zakładając, że wnętrze również będzie
niezadowalające. Wystarczyło jednak kilka pierwszych stron i już byłam pewna, że
to będzie coś – ten humor, te postaci, ta wciągająca narracja… to nie zdarza
się często. Niektóre książki potrzebują czasu, aby pochłonąć czytelnika bez
reszty, a niektórym udaje się to w mgnieniu oka. Powieść Laury Zimmermann należy
do tej drugiej kategorii.
Dużą
zaletą książki jest narracja. Gdybym nie sprawdziła tej informacji, nie
domyśliłabym się, że jest to debiutancka powieść autorki – tak zgrabnie operuje
ona słowami, jakby robiła to od wieków. Nie jest dla niej również wyzwaniem pisanie
o nastolatkach. Wiecie, jak to czasem jest – autor próbuje (o zgrozo!) naśladować
mowę młodzieżową, a kończy się to jedynie na poczuciu bezbrzeżnego zażenowania u
czytelnika. Laura Zimmermann sprawia wrażenie, jakby Greer, główna bohaterka,
była jej drugą osobowością – jakby pisanie o niej było dla niej zupełnie
naturalne. Cała narracja książki jest więc całkowicie swobodna, a z główną
bohaterką niezwykle łatwo sympatyzować.
Problem,
jaki poruszany jest w książce, jest jedynie pretekstem do tego, aby mówić o
samoakceptacji i lubieniu własnego ciała, czyli o tym, co często tak ciężko jest
osiągnąć w młodym wieku. Choć z pewnością nie wszystkie czytelniczki Oczy
mam tutaj obdarzone będą dużym jak u Greer biustem, jednak na pewno żadnej
nie będą obce uczucia, jakie budzą się w dziewczynie – niepewność względem
zmieniającego się ciała, wstyd przed spojrzeniami ludzi niemających szacunku do
ludzkiej fizyczności i brak pewności siebie. W końcu każda z nas, kobiet, na
pewnym etapie swojego życia przeżywała podobne chwile. Dlatego tak niesamowicie
łatwo jest się wczuć w sytuację Greer.
Książka
Laury Zimmermann budziła we mnie niesamowitą radość – jest ona bowiem przełamaniem
wartego porzucenia tabu, które wciąż istnieje w naszym społeczeństwie. Jest to
książka (między innymi) o piersiach, biustonoszach, dorastaniu i cielesności i
cholernie mnie to cieszy. Szczerość i autentyczność z jaką w powieści podchodzi
się do tego tematu, trafia prosto do serca i – co najważniejsze – przyczynić się
może do zmiany nastawienia wielu młodych osób, które właśnie teraz przeżywają
podobne do Greer dylematy. Laura Zimmermann pokazuje bowiem, że każde ciało
jest piękne, bez względu na jego wymiary, kolor, kształt… jest piękne, bo jest -NASZE.
I możemy z całkowitą śmiałością czuć się z niego dumni.
Oczy
mam tutaj przy całej wadze
tematu, jaki przemyca, jest niezwykle lekka i przeczytanie jej na jeden/dwa
razy nie powinno być większym problemem. Jej mocą jest ogromny ładunek
pozytywnych emocji, jakie budzi – podczas czytania wielokrotnie się śmiałam, a
po zakończeniu lektury przez dłuższy czas chodziłam z szerokim uśmiechem na
ustach. Niewiele było książek, które tak radośnie mnie nastroiły, a sądzę, że
każdemu z nas co jakiś czas przyda się tak duży pozytywny impuls, który
inspiruje do zmiany myślenia i do działania.
Nie jestem w stanie powiedzieć złego słowa o książce Laury Zimmermann. Chciałabym, aby była bardziej znana, niż jest. Chciałabym, aby przeczytała ją nastoletnia ja z czasów gimnazjum – może wtedy znacznie szybciej polubiłabym się z własnym ciałem i zaakceptowałabym swój wygląd. Chciałabym, aby każda nastoletnia (i nie tylko) kobieta przeczytała tę powieść – jest to historia, która dodaje siły nam wszystkim i każdej z nas z osobna.
★★★★★★★★☆☆