186. ,,The Darkest Moon" Anna Todd
15:05
Odkąd
Karina rozstała się z Kaelem minęło już trochę czasu. Mimo tego, dziewczyna nie
może zapomnieć o mężczyźnie, który najpierw poruszył jej serce, a potem oszukał
ją, pomagając jej jedynemu bratu dostać się do wojska. Przecież doskonale
wiedział, że jest to ostatnia rzecz, jakiej by chciała…
Los
sprawia, że Karina i Kael wciąż wpadają na siebie znacznie częściej, niż by
sobie tego życzyli. Przypadkowe spotkania burzą kruchy spokój, który udało im
się stworzyć. Wkrótce dziewczyna postanawia, że skoro nie może ostatecznie
pozbyć się Kaela ze swojego życia, spróbuje pozostać z nim w przyjaznych
stosunkach. Czy jednak jest to możliwe, gdy oboje żywią do siebie uczucia
znacznie głębsze od przyjaźni?
Dobrze
pamiętam, gdy zaczytywałam się w tej historii Anny Todd, która przyniosła jej
największą popularność – w Afterze. Byłam wtedy w na przełomie
podstawówki i gimnazjum, gdy pochłaniałam w zawrotnym tempie internetową wersję
fanfiction, jeszcze zanim zostało wydane w formie książki. Pomimo tego, że
Internet gotuje się od krytycznych komentarzy na temat tej serii, ja wspominam
ją z sentymentem i nie mogę myśleć o niej inaczej niż w pozytywnych
kategoriach. To właśnie stało się powodem, dla którego zdecydowałam się sięgnąć
po nową książkę Anny Todd wydawaną w Polsce – liczyłam na to, że obudzi we mnie
te pozytywne odczucia sprzed lat, przedstawiając zupełnie nową dla mnie
historię. Czy tak się stało?
Pierwszym
elementem, na który chcę zwrócić uwagę w analizie tego, co poszło w tej książce
nie tak, będzie akcja. A raczej jej brak. Nie chodzi nawet o to, że tempo
powieści jest niespieszne, tylko o to, że wydarzenia pojawiające się w niej
można zliczyć na palcach jednej ręki. Gdybym postarała się stworzyć przykładnie
szkolny plan ramowy zdarzeń, składałby się on z zaledwie 5 punktów, wypisanych i
tak z dużym wysiłkiem. The Darkest Moon nie jest wcale długą książką –
liczy 320 stron – jednak to, jak niewiele się w niej dzieje, jest prawdziwym
ewenementem. Czym więc zapełnione są strony powieści, jeśli nie jest to
porywająca akcja? Rozważaniami, przemyśleniami, wspomnieniami. I potem od nowa:
wspomnieniami, przemyśleniami, rozważaniami. Oczywistym jest fakt, że narracja
pierwszoosobowa w książce daje czytelnikowi możliwość wglądu w głowy bohaterów,
jednak zachowany musi zostać balans między faktyczną akcją, która nadaje tempa
historii, a rozwlekłymi wywodami natury sercowej, prezentowanymi z perspektywy
obu postaci. Autorka widocznie zapomniała, że nie czytamy traktatu o utraconej
miłości, lecz powieść, którą należy w jakiś sposób napędzać.
Nie
od samego początku było jednak tak źle. The Darkest Moon to jedna z tych
książek, które bronią się jeszcze jakoś, dopóki czyta się je bez większego
zagłębiania się. Dopiero w momencie, gdy zaczniecie się zastanawiać nad sensem
tego, co macie przed oczami, zaczną się schody. W trakcie czytania książki
kilkukrotnie wpadałam w lekki stan odrętwienia, w którym nie skupiałam się za
mocno na tym, co widzę na kartce. Wtedy było całkiem dobrze – może nie
przeżywałam żadnych wzniosłych chwil, jednak nie denerwowałam się też tak, jak
to było już później, gdy zaczynałam mocniej analizować to, co czytam. Odkryłam
bowiem, że pod pozorami ładu znajdują się nieprzeciętne zasoby braku logiki i drażniące
elementy, ukryte w zachowaniu bohaterów.
Temat
bohaterów warto pociągnąć, bo mamy z nimi do czynienia bezustannie, nawet w
większym stopniu, niż byśmy sobie tego życzyli, patrząc na niepowstrzymaną falę
ich rozmyślań, z jaką musimy się mierzyć. O ile na samym początku wydawało mi
się, że Karina i Kael będą postaciami, które łatwo będzie mi polubić, dosyć
szybko musiałam sobie ten pomysł wybić z głowy. Fakt, że zarówno Karina, jak i
Kael, są niesamowicie dumni i przekonani o swojej nieomylności, a na dodatek
obdarzeni wysokim poziomem arogancji, sprawia, że dosyć ciężko jest czytać ich
przeplatające się ze sobą perspektywy, w których nie stronią od wzajemnych
oskarżeń. W pewnym momencie czułam się, jakbym była mediatorem w sprawie dwóch
gimnazjalistów, którzy nie mogą dojść do porozumienia, nie przejawiając ponadto
nawet ułamka chęci wysłuchania drugiej strony.
Dodatkowy
problem miałam z naszą główną bohaterką, Kariną, którą otaczała wielce
irytująca aura pod tytułem Nie-Jestem-Jak-Inne-Dziewczyny. Zapewne wszyscy
spotkaliście się z tą sytuacją, gdy powody zapierającej dech w piersi znakomitości
bohaterki, o której wszyscy mówią, nie przejawiają się absolutnie w żaden
sposób. Jak na zupełnie przeciętną dwudziestoletnią dziewczynę, która pracuje
jako masażystka, a po godzinach pochłania chrupki serowe w zadziwiających
ilościach, Karina ma nieco wygórowane mniemanie o samej sobie. A już na pewno
przesadzone są opinie osób wypowiadających się o niej. Ja sama – zarówno w
Karinie, jak i w Kaelu – nie dostrzegłam żadnej wyjątkowości.
Kolejnym
elementem powieści, który wydał mi się rozczarowujący, są wydarzenia. Jak już
wspomniałam, nie jest ich wiele. Jednak nawet te, które są, nie zadowalają mnie
w żaden sposób. Brakuje im treści i większego sensu. Dobrze zilustrować to może
przykład: Karina po męcząco długim monologu w końcu podejmuje decyzję, aby COŚ
zrobić. Ubiera się, wsiada do samochodu i jedzie na pchli targ. Tam następuje
niesamowity zwrot akcji w postaci przypadkowego spotkania z Kaelem (kto by się
spodziewał!), a chłopak w swoich pierwszych słowach skierowanych do dziewczyny
wyjeżdża z pretensjami o to, że ta założyła KLAPKI. Następnie Karina z uporem
nie chce przyjąć pomocy Kaela z przeniesieniem do samochodu kupionych przez
siebie kaktusów, przez co kaleczy sobie ręce. Większość zdarzeń zawartych w The
Darkest Moon wygląda w ten sposób – nie wiadomo, czy w zamierzeniu mają być
zabawne, czy zaskakujące, ale z pewnością nie posiadają żadnej z tych cech. Są
jedynie sposobem na zapełnienie strony tekstem, który nie niesie ze sobą
niczego więcej.
Jak
wspominałam, seria After, która przyniosła autorce największą
popularność, budzi we mnie dobre skojarzenia i darzę ją dużym sentymentem.
Czytając The Darkest Moon, miałam jednak wrażenie, że powieść tę
napisała zupełnie inna osoba. Pominę już to, że fabuła w książce, której
poświęcony jest dzisiejszy post, nie istnieje, bo – umówmy się – każdemu
zdarzyć się może słaba książka. Jednak dlaczego styl pisania wydał mi się
zupełnie inny od tego, jaki zapamiętałam z After? Na to pytanie nie
jestem w stanie odpowiedzieć.
The
Darkest Moon to duże
rozczarowanie. Jednak wiecie, co jest najgorsze w tego typu książkach? Że
wciągają. I mimo wszystkich negatywnych słów, jakie napisałam na jej temat,
pewnie przeczytam kolejny tom serii, gdy nadarzy się okazja. Sama nie wiem, co
mnie do tego popycha, jednak gdzieś bardzo głęboko interesuje mnie, jak potoczą
się losy bohaterów – nie mam nawet na myśli tych pierwszoplanowych, którzy nie
reprezentują sobą wiele, lecz tych z drugiego planu, których znacznie łatwiej
jest lubić. Może będę wtedy tego żałować, ale mimo wszystko czuję, że coś mnie
przyciąga do kontynuacji tej serii. Miejmy nadzieję, że będzie lepsza.
The
Darkest Moon okazała się być
zupełnie inna od poprzednich książek Anny Todd. I to inna w tym złym sensie. Na
próżno szukać w niej intrygującej fabuły czy ciekawych bohaterów, bo jedyne, co
przez większość czasu oferuje, to nudne monologi wewnętrzne bohaterów i
zdarzenia, przy których trudno nie przewrócić oczami. Nie mogę polecić Wam tej
powieści, jednak sama nie wykluczam sięgnięcia po kolejną część. Trzymam kciuki
za to, aby okazała się lepsza od swojej poprzedniczki.
Znacie
twórczość Anny Todd? Jakie były Wasze wrażenia z nią związane?
D.
6 komentarze
Zdecydowanie nie zamierzam sięgać po tę książkę', choć znam twórczość tej autorki, ale nie zdołałam dokończyć jej jednej serii.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Rozumiem! Jeśli miałabym wskazać tę słabszą książkę w twórczości Anny Todd, to byłaby właśnie ta, więc nie polecam ;)
UsuńNiestety nigdy nie zdecydowałam się sięgnąć po twórczość tej autorki. Może kiedyś zmienię zdanie, ale póki co podchodzę sceptycznie do jej książek.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Tyle jest negatywnych komentarzy, że ciężko może być się przekonać :)
UsuńNie jest książka dla mnie. Nie tylko ze względu na jej słaby poziom, ale przede wszystkim na gatunek.
OdpowiedzUsuńRozumiem! Ja sama sięgam po książki z tego gatunku tylko okazjonalnie ;)
Usuń