LOVE, ROSIE: KSIĄŻKA VS FILM
16:13Hej, kochani! Od premiery tego filmu, a tym bardziej książki, minęło już sporo czasu, ale ja postanowiłam przeczekać cały ten szum i dopiero teraz sprawdziłam, o co chodzi. Mowa to o książce Cecilii Ahern Love, Rosie oraz jej filmowej ekranizacji. Dzisiejszy post nie będzie recenzją książki, ani tym bardziej filmu, bo nie jestem w tej dziedzinie żadnym ekspertem. Będzie to po prostu luźna wymiana myśli na temat tej powieści oraz ekranizacji, nakręconej na jej podstawie. Zapraszam! :)
TROCHĘ O KSIĄŻCE...
Wiecie, pierwszy raz zdarzyło mi się czytać powieść epistolarną, to znaczy taką, która składa się tylko z wiadomości wymienianych między bohaterami. Zero dialogów, zero narracji. I, o tak, ten rodzaj książki bardzo przypadł mi do gustu. Jeśli istnieje więcej takich powieści, a ja o nich nie wiem, to z chęcią je poznam. Dzięki temu, że o wydarzeniach dowiadujemy się z listów, maili lub wiadomości na czacie, nie dostajemy szczegółowego opisu akcji, co daje nam możliwość snucia domysłów i zgadywania.
Tym, co urzekło mnie w historii Alexa i Rosie, była ich cudowna relacja. Przyjaźń od najmłodszych lat, spędzony wspólnie okres dojrzewania i w końcu wyjazd Alexa do Stanów Zjednoczonych, który bynajmniej nie przeszkodził im w utrzymywaniu kontaktów. Mój Boże, tak bardzo polubiłam tych bohaterów! A szczególnie Rosie, która miała ironiczne poczucie humoru, pasujące do mnie doskonale.
Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że czytam dużo książek, w których bohaterowie dojrzewają podczas akcji książki i możemy śledzić ich losy od wieku nastoletniego do dorosłości. Wydaje się to wyjątkowe, bo zdecydowana większość książek młodzieżowych, których czytam znacznie więcej, skupia się na młodości bohatera, który jako nastolatek przeżywa liczne rozterki i pierwsze miłości. Powieści, w których bohaterowie są dorosłymi ludźmi mają w sobie jedną cechę, która przemawia za nimi w konfrontacji z bohaterami nastoletnimi: pokazują, że życie nie kończy się, kiedy osiąga się wiek 20 lat, lecz dopiero zaczyna się, kiedy wkraczasz w dorosłość. Pokazują, że miłość możesz znaleźć również jako trzydziesto-, czterdziesto- lub nawet sześćdziesięciolatka!Historia Alexa i Rosie była... urocza. Tak mogłabym opisać ją jednym słowem. Ma w sobie tyle humoru i uroku, że trudno czytać ją bez uśmiechu na ustach. W dodatku bohaterów spotykają tak prawdziwe, nierzadko komiczne sytuacje, że książka staje się bardzo autentyczna.
TROCHĘ O FILMIE...
Jakie różnice zauważyłam między filmem a książką? Cóż, pewnie było ich wiele, na przykład w ekranizacji dodano lub delikatnie zmieniono wydarzenia z książki, ale wciąż nie były to tak astronomiczne różnice, żeby nie można było powiedzieć, że jest to film NA PODSTAWIE książki. Z takich większych rozbieżności mogę zauważyć, że w filmowej adaptacji rola Phila i Ruby jest nieco inna oraz Greg, czyli mąż Rosie, i Brian, czyli ojciec Katie, są jedną i tą samą osobą, podczas gdy w książce są dwiema różnymi postaciami.
Największą zaletą filmu byli według mnie aktorzy obsadzeni w głównych rolach. No halo! Jak można oprzeć się Samowi Claflinowi? :D Piękna aktorka, nieprzyzwoicie przystojny aktor... Na nich zwyczajnie przyjemnie się patrzyło. Sam i Lily Collins tak świetnie ze sobą współgrali, jakby naprawdę znali się od lat. Co do ich gry aktorskiej, to oby dwoje są tak świetnymi aktorami, że chyba nie ma tu czego komentować.
W filmie pojawiło się kilka ponadprogramowych scen, których nie znajdziemy w filmie, ale każda z nich była dobrze przemyślana i działała tylko na korzyść widza. Moim zdaniem film bardzo dobrze oddał klimat historii Alexa i Rosie. Został zachowany ten niezwykły urok i czar, który sprawiał, że nie dało się patrzeć na ekran bez uśmiechu.
A WIĘC CO LEPSZE? - KSIĄŻKA VS FILM
Cóż, bardzo ciężko wybrać. Według mnie zarówno książka Cecilii Ahern, jak i jej adaptacja filmowa, są bardzo dobre. Na korzyść powieści działa to, że została była ona napisana w sposób epistolarny, który bardzo mi się spodobał. Znów zaletą filmu są aktorzy, którzy świetnie odegrali swoje role, a każdego z osobna naprawdę uwielbiam.
A co Wy sądzicie? Z tego, co wiem, bardzo wielu z Was miało okazję czytać książkę albo oglądać film lub zrobić obie rzeczy. Chętnie poznam Waszą opinię - dzielcie się uwagami w komentarzach! :)
_________________________
Zapraszam także na:
FACEBOOK: Books of Souls
INSTAGRAM: books.of.souls
13 komentarze
Czytałam i oglądałam :D Dla mnie forma książki nie była przystępna, zdecydowanie wolę tradycyjną prozę, dialogi i opisy. Sama treść była dość ciekawa, jednak czytanie książki mi się dłużyło - w końcu akcja obejmuje kilkadziesiąt lat :D A film chyba bardziej mi się podobał, no dobra, przyznam się, że ma na to wpływ Sam Claflin :D:D
OdpowiedzUsuńJa w odróżnieniu od Ciebie nie polubiłam bohaterów, wręcz odwrotnie - okropnie mnie irytowali, zaś sama historia jak dla mnie wlokła się niemiłosiernie.
OdpowiedzUsuńCo do powieści epistolarnych to nie czytałam ich zbyt wiele, ale pamiętam, że były to między innymi „Oskar i Pani Róża” oraz „Napój miłosny” E.E.Schmitta, a także „Charlie” Chboskiego. Skoro więc spodobał Ci się charakter epistolarny to może zainteresujesz się którąś z tych pozycji. Dwie pierwsze bardzo polecam, natomiast ta ostatnia niezbyt wpasowała się z mój gust, aczkolwiek wiele osób się nią zachwyca :)
Z perspektywy czytelnika
Mi chyba bardziej podobał się film, a to dlatego, ze nie przepadam za formą epistolarną. Dla mnie jest wyprana z wszelkich emocji. Nie zżyłam się z bohaterami i nie za bardzo im kibicowałam. Natomiast film pod tym względem był całkowitą odwrotnością. Dopiero po nim pokochałam głównie postaci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
Filmu obejrzała tylko kawałek, chyba wolę jednak przeczytać książkę :D
OdpowiedzUsuńDużo razy słyszałam, że film jest lepszy od książki. Ksiązki nie czytałam, bo nie miałam okazji, ale film kocham.
OdpowiedzUsuńPróbowałam oglądać film, ale prędko mnie znudził XD Z książką pewnie byłoby po prostu podobnie :)
OdpowiedzUsuńPo raz pierwszy to powiem, ale w tej kwestii akurat wolę film. Książka jest dobra, ale jednak...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biblioteka Tajemnic
Czytałam oraz oglądałam i jestem chyba jednak teamfilm. Film jak sama wspomniałaś ma wspaniałego aktora (Samowi trudno się oprzeć) no i aktorka też niczego sobie. W filmie brakło mi tyko jednego - momentu, w którym wątek beznadziejnego męża Rosie mógłby wybrzmieć. Pozdrawiam, Wielopasja
OdpowiedzUsuńKsiążki nie cierpię, a film uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
Szelest Stron
Sam Claflin gra główną rolę? To już wiem, że obejrzę ten film! Na początku nie byłam przekonana co do książki, ale ciekawa może się okazać sama forma jej napisania, a zresztą! Książkę trzeba przeczytać, aby zobaczyć ekranizację! Taka właśnie jest moja reakcja, gdy przeczytałam, kto gra główną rolę :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Zaksiążkowana
Uwielbiam książki pisane w formie listów! Nie przepadam za zbędnymi dialogami, więc byłam zadowolona. Jednak jeśli chodzi o fabułę to nie do końca mi się wszystko podobało. Powiem szczerze, nie miałam cierpliwości do dwójki głównych bohaterów. No kurczę dla czego oni nie byli razem wcześniej?! W gruncie rzeczy mąż Rosie był najmniej lubianą przeze mnie postacią właśnie za schowanie listu od Alexa. Mimo wszystko książkę wspominam dobrze :)
OdpowiedzUsuńJak na razie jedynie oglądałam film i bardzo, ale to bardzo mi się spodobał, a poza tym to no właśnie Sam!!!
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o książkę, to mam ochotę się z nią zapoznać, więc jeśli kiedyś dostanę ją w bibliotece, to na pewno przeczytam :)
czytamogladampisze.blogspot.com
Film i książka, jedno lepsze od drugiego, ale nie jestem w stanie zdecydować, które ostatecznie. Książka ma swój urok i film też więc... wg mnie idą razem w pakiecie <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read