[PRZEDPREMIEROWO] STRACEŃCY - INGAR JOHNSRUD - RECENZJA #54
21:34
Tytuł oryginalny: Kalypso
Autor: Ingar Johnsrud
Cykl: Fredrik Beier (tom 2)
Data premiery: 15 luty 2017
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 565
PIERWSZE ZDANIE:
OPIS:
Fredrik Beier przekroczył swój próg wytrzymałości. Rozwód, śmierć dziecka, nieudane śledztwo, które pociągnęło za sobą wiele ofiar. Budząc się w szpitalnym łóżku, Beier wie, że kilka pigułek więcej popitych alkoholem i byłby już tylko legendą norweskiej policji. Gdy udaje mu się wreszcie stanąć na nogi, jego partnerka Kafa Iqbal odkrywa cztery trupy w różnych dzielnicach Oslo. Na miejscu jednej ze zbrodni uwagę policjantki przykuwa zdjęcie dziewczynki podpisane Kalypso. Pojawiają się kolejne ofiary, a w ich mieszkaniach Iqbal i Beier znajdują taką samą fotografię. Co oznacza tajemniczy podpis? Ceną za odpowiedź na to pytanie może być niejedno życie...
Autor: Ingar Johnsrud
Cykl: Fredrik Beier (tom 2)
Data premiery: 15 luty 2017
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 565
PIERWSZE ZDANIE:
OPIS:
Fredrik Beier przekroczył swój próg wytrzymałości. Rozwód, śmierć dziecka, nieudane śledztwo, które pociągnęło za sobą wiele ofiar. Budząc się w szpitalnym łóżku, Beier wie, że kilka pigułek więcej popitych alkoholem i byłby już tylko legendą norweskiej policji. Gdy udaje mu się wreszcie stanąć na nogi, jego partnerka Kafa Iqbal odkrywa cztery trupy w różnych dzielnicach Oslo. Na miejscu jednej ze zbrodni uwagę policjantki przykuwa zdjęcie dziewczynki podpisane Kalypso. Pojawiają się kolejne ofiary, a w ich mieszkaniach Iqbal i Beier znajdują taką samą fotografię. Co oznacza tajemniczy podpis? Ceną za odpowiedź na to pytanie może być niejedno życie...
~ lubimyczytac.pl
OPINIA:
Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania tej książki, nie byłam pewna, czy się za to brać. Ostatnio tonę w stosach własnych książek, które czekają na przeczytanie od żałośnie długiego czasu, a czas wolny też jakoś dziwnie się skurczył. Jednak po przeczytaniu opisu Straceńców nie potrafiłam wyrzucić tej książki z głowy, a intrygujący opis bez przerwy powracał do mnie w myślach. W końcu stwierdziłam, że skoro powieść Ingara Johnsruda tak nie daje mi spokoju, coś musi w sobie mieć. Czy miałam rację?
Na początek wspomnę, że nie czytałam pierwszego tomu cyklu o Fredriku Beierze. Szczerze, nawet nigdy o nim nie słyszałam, bo w kryminały zagłębiłam się całkiem niedawno. Ale w niczym nie przeszkodziło mi to w czytaniu Straceńców - autor zadbał o to, aby każdy czytelnik, nawet ten, który spotyka się z jego twórczością po raz pierwszy, potrafił się odnaleźć w realiach książki.
Zaczynając od pozytywów, powieść Ingara Johnsruda ma jeden ogromy plus. Podczas gdy wiele kryminałów jest pisanych ciężkim, wymagającym skupienia językiem, przez co sam czytający po pewnym czasie czuje się nieco zduszony, przez Straceńców mknie się bez mrugnięcia okiem. Styl autora jest lekki, ale zarazem potrafi niezwykle mocno absorbować uwagę czytelnika. To ważne, bo kryminał jest generalnie dosyć poważnym gatunkiem literacki wymagającym użycia logicznego myślenia, więc dzięki prostemu językowi udało się zrównoważyć odbiór książki.
Straceńcy to powieść pełna zwrotów akcji. Nie zliczę, ile razy tożsamość mordercy poszukiwanego przez Fredrika Beiera ulegała nagłej zmianie, ile razy niespodziewane zdarzenie zaskoczyło mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Skandynawskie kryminały mają to do siebie, że potrafią wprowadzić w surowy, mroczny klimat i nie inaczej było ze Straceńcami. Wiele razy łapałam się na tym, że moje serce zamierało, a jedyną myślą było "o mój Boże".
Książka podzielona jest na ponad 100 krótkich rozdziałów, które także dają czytelnikowi chwilę na zaczerpnięcie oddechu, przemyślenie tego, co się wydarzyło, zanim znów wkroczymy w tajemniczy świat utworu. Osobiście preferuję właśnie podział książki na krótkie, kilkustronowe rozdziały, więc pod tym względem Straceńców czytało mi się znakomicie.
Teraz pora na rysę na perfekcyjnym jak dotąd obrazie Straceńców. Mimo tych wszystkich zwrotów akcji i zaskakujących momentów, które wbijały w fotel, powieść ma też niestety fragmenty, kiedy tempo bardzo zwalnia. Nie są one zwykle zbyt długie, ale jednak wpływa to na płynność książki. Bywało tak, że treść zwyczajnie mnie nużyła, chociaż już o chwili następował kolejny niesamowity zwrot wydarzeń. W tej kwestii krótkie rozdziały sprawdziły się idealnie, bo miałam pewność, że gorszy moment książki skończy się wraz z czytanym rozdziałem. Nie zmienia to faktu, że akcja powieści była nieco porwana i nierówna.
BOHATEROWIE:
Bohaterów - Fredrika Beiera i Kafę Iqbal - rozpatrywałam pod dwoma względami. Po pierwsze, kilka razy zdarzyło mi się dojść do niektórych wniosków szybciej niż główni bohaterowie. Nie chcę umniejszać inteligencji postaciom z książki, ale, szczególnie na początku , nie wydawały mi się one zbyt bystre. Później na szczęście to wrażenie mija.
Po drugie, Ingar Johnsrud stworzył bohaterów nieidealnych. Było to dla mnie duże zaskoczenie, bo do tej pory w kryminałach spotykałam się głównie z piekielnie inteligentnymi, niemal nieomylnymi śledczymi, przed którymi niczego nie da się ukryć. Tutaj jednak, szczególnie Fredrik, jest bohaterem, który bardzo często popełnia błędy. Poznajemy go zresztą w momencie, kiedy znajduje się w ogromnym życiowym dołku, a w trakcie książki stopniowo z niego wychodzi. Sposób przedstawienia bohaterów w Straceńcach bardzo mi zaimponował - autor w świetnym stylu pokazał zwyczajne życie: popełnianie błędów, zaliczanie porażek i w końcu wychodzenie na prostą.
PODSUMOWANIE:
Powieści Ingara Johnsruda wiele brakuje do ideału. Akcja mogłaby być bardziej płynna, a w niektórych fragmentach bardziej interesująca. Jednak Straceńcy mają w sobie ogromny potencjał. Nieoczekiwane zwroty akcji, intrygująca fabuła i do głębi prawdziwa kreacja bohaterów to cechy, które skłaniają mnie do pozytywnej oceny tej książki. Z chęcią przeczytam kolejne tomy cyklu o Fredriku Beierze. Już nie mogę się doczekać.
Za możliwość lektury serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu :)
____________________________Zapraszam także na:
Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania tej książki, nie byłam pewna, czy się za to brać. Ostatnio tonę w stosach własnych książek, które czekają na przeczytanie od żałośnie długiego czasu, a czas wolny też jakoś dziwnie się skurczył. Jednak po przeczytaniu opisu Straceńców nie potrafiłam wyrzucić tej książki z głowy, a intrygujący opis bez przerwy powracał do mnie w myślach. W końcu stwierdziłam, że skoro powieść Ingara Johnsruda tak nie daje mi spokoju, coś musi w sobie mieć. Czy miałam rację?
Na początek wspomnę, że nie czytałam pierwszego tomu cyklu o Fredriku Beierze. Szczerze, nawet nigdy o nim nie słyszałam, bo w kryminały zagłębiłam się całkiem niedawno. Ale w niczym nie przeszkodziło mi to w czytaniu Straceńców - autor zadbał o to, aby każdy czytelnik, nawet ten, który spotyka się z jego twórczością po raz pierwszy, potrafił się odnaleźć w realiach książki.
Zaczynając od pozytywów, powieść Ingara Johnsruda ma jeden ogromy plus. Podczas gdy wiele kryminałów jest pisanych ciężkim, wymagającym skupienia językiem, przez co sam czytający po pewnym czasie czuje się nieco zduszony, przez Straceńców mknie się bez mrugnięcia okiem. Styl autora jest lekki, ale zarazem potrafi niezwykle mocno absorbować uwagę czytelnika. To ważne, bo kryminał jest generalnie dosyć poważnym gatunkiem literacki wymagającym użycia logicznego myślenia, więc dzięki prostemu językowi udało się zrównoważyć odbiór książki.
Straceńcy to powieść pełna zwrotów akcji. Nie zliczę, ile razy tożsamość mordercy poszukiwanego przez Fredrika Beiera ulegała nagłej zmianie, ile razy niespodziewane zdarzenie zaskoczyło mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Skandynawskie kryminały mają to do siebie, że potrafią wprowadzić w surowy, mroczny klimat i nie inaczej było ze Straceńcami. Wiele razy łapałam się na tym, że moje serce zamierało, a jedyną myślą było "o mój Boże".
Książka podzielona jest na ponad 100 krótkich rozdziałów, które także dają czytelnikowi chwilę na zaczerpnięcie oddechu, przemyślenie tego, co się wydarzyło, zanim znów wkroczymy w tajemniczy świat utworu. Osobiście preferuję właśnie podział książki na krótkie, kilkustronowe rozdziały, więc pod tym względem Straceńców czytało mi się znakomicie.
Teraz pora na rysę na perfekcyjnym jak dotąd obrazie Straceńców. Mimo tych wszystkich zwrotów akcji i zaskakujących momentów, które wbijały w fotel, powieść ma też niestety fragmenty, kiedy tempo bardzo zwalnia. Nie są one zwykle zbyt długie, ale jednak wpływa to na płynność książki. Bywało tak, że treść zwyczajnie mnie nużyła, chociaż już o chwili następował kolejny niesamowity zwrot wydarzeń. W tej kwestii krótkie rozdziały sprawdziły się idealnie, bo miałam pewność, że gorszy moment książki skończy się wraz z czytanym rozdziałem. Nie zmienia to faktu, że akcja powieści była nieco porwana i nierówna.
BOHATEROWIE:
Bohaterów - Fredrika Beiera i Kafę Iqbal - rozpatrywałam pod dwoma względami. Po pierwsze, kilka razy zdarzyło mi się dojść do niektórych wniosków szybciej niż główni bohaterowie. Nie chcę umniejszać inteligencji postaciom z książki, ale, szczególnie na początku , nie wydawały mi się one zbyt bystre. Później na szczęście to wrażenie mija.
Po drugie, Ingar Johnsrud stworzył bohaterów nieidealnych. Było to dla mnie duże zaskoczenie, bo do tej pory w kryminałach spotykałam się głównie z piekielnie inteligentnymi, niemal nieomylnymi śledczymi, przed którymi niczego nie da się ukryć. Tutaj jednak, szczególnie Fredrik, jest bohaterem, który bardzo często popełnia błędy. Poznajemy go zresztą w momencie, kiedy znajduje się w ogromnym życiowym dołku, a w trakcie książki stopniowo z niego wychodzi. Sposób przedstawienia bohaterów w Straceńcach bardzo mi zaimponował - autor w świetnym stylu pokazał zwyczajne życie: popełnianie błędów, zaliczanie porażek i w końcu wychodzenie na prostą.
PODSUMOWANIE:
Powieści Ingara Johnsruda wiele brakuje do ideału. Akcja mogłaby być bardziej płynna, a w niektórych fragmentach bardziej interesująca. Jednak Straceńcy mają w sobie ogromny potencjał. Nieoczekiwane zwroty akcji, intrygująca fabuła i do głębi prawdziwa kreacja bohaterów to cechy, które skłaniają mnie do pozytywnej oceny tej książki. Z chęcią przeczytam kolejne tomy cyklu o Fredriku Beierze. Już nie mogę się doczekać.
Za możliwość lektury serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu :)
____________________________Zapraszam także na:
FACEBOOK: Books of Souls
4 komentarze
Podoba mi się lekki styl i krótkie rozdziały pozwalające zaczerpnąć tchu :)
OdpowiedzUsuńEj po tym opisie sama mam ochotę na Straceńców ;O
OdpowiedzUsuńIno... Ja mam z kryminałami taki problem, że nie mam cierpliwości do nich. Znaczy z zasady muszę długo czekać na to, aż zacznie się coś dziać. Mówisz, że rozdziały są krótkie a książa ma liczne zwroty akcji... A długo czeka się na tejże akcji początek? Bo jak mi powiesz, że nie, to Cię ozłocę i biere to w ciemno xD
Buziak ;*
Q.
PS. Śliczne te zdjęcia <3
www.doinnego.blogspot.com
Jeśli za początek akcji uznajemy pierwsze trupy, to znajdziesz je już w pierwszych rozdziałach!
UsuńBuziaki :*
Ja już tez mam lekturę "Straceńców" za sobą :) Bardzo ciekawa lutowa propozycja...
OdpowiedzUsuń