163. S.T.A.G.S, CZYLI PIERWSZE OGROMNE ROZCZAROWANIE TEGO ROKU

17:00


Autor: M. A. Bennett
Przekład: Maciej Potulny
Data premiery: 13 lutego 2019
Wydawnictwo: Media Rodzina
Liczba stron: 364

PIERWSZE ZDANIE:


OPIS:

Nastoletnia Greer, gdy trafiła do elitarnej szkoły z internatem, miała głowę pełną obaw: czy zdoła  zintegrować się z zamożnymi kolegami? W końcu sama znalazła się w szkole tylko dzięki stypendium... Choć na początku dziewczyna czuje się wyalienowana, szybko otrzymuje propozycję, o jakiej wielu uczniów może tylko pomarzyć - jeden z najpopularniejszych chłopaków w szkole zaprasza ją na weekend do swojej rezydencji, gdzie wraz z siedmioma innymi uczniami wezmą udział w szeregu nietypowych rozrywek. Okazuje się jednak, że nie jest to zwyczajne spotkanie, a Greer z każdą minutą pobytu w Langcross Hall coraz bardziej obawia się o swoje bezpieczeństwo. Jak daleko będzie w stanie posunąć się szkolna elita?

OPINIA:

Przystąpiłam do lektury S.T.A.G.S pełna nadziei. Wydawnictwo Media Rodzina jest wydawnictwem, do którego mam ogromne zaufanie i sięgam po jego książki w zasadzie bez zastanowienia. Po tym, jak wiele wydawanych przez nie powieści trafiało prosto do mojego serca, przyzwyczaiłam się już, że z tą marką wiąże się pewna jakość. Okazało się jednak, że S.T.A.G.S jest wyjątkiem od tej reguły - lekturą tak nieudaną, że nawet teraz, prawie tydzień po tym, jak skończyłam ją czytać, wciąż na samą myśl zalewa mnie fala irytacji. Czuję, że ta recenzja będzie miała charakter ostrzegawczy: spróbuję odwieść Was od przeczytania powieści M.A. Bennett i tym samym oszczędzić Wam nerwów i rozczarowania.


S.T.A.G.S jest elitarną szkołą z internatem, której początki sięgają czasów średniowiecza. Jest więc placówką pod wieloma względami zacofaną, tak jakby cały świat poszedł do przodu o kilka stuleci, a S.T.A.G.S przespała cały proces rozwoju. Nauczycieli nazywa się "bakałarzami", obowiązkiem jest noszenie klasycznie skrojonych, identycznych mundurków, a wszelkie przejawy technologii spotykane są niezwykle rzadko. Lekcje znacznie różnią się od tych prowadzonych w typowych brytyjskich szkołach średnich, a opat stojący na czele S.T.A.G.S co najmniej dwa razy w roku przytacza słynną legendę o jeleniu, którego święty Aidan (od którego imienia szkoła nosi nazwę) uczynił niewidzialnym, chroniąc go tym samym przed schwytaniem przed myśliwymi. Sami widzicie, że obraz S.T.A.G.S jest bardzo specyficzny. I na tym etapie nie mam jeszcze nic do zarzucenia - odizolowana od świata szkoła, w której panują średniowieczne zasady, budziła moją ciekawość, jednak ta szybko została zastąpiona przez o wiele mniej pozytywne uczucia. Zresztą akcja książki przez zdecydowaną większość czasu wcale nie toczy się w S.T.A.G.S, lecz w Longcross Hall - posiadłości Henry'ego de Warlencourta.

Henry de Warlencourt jest przywódcą elity S.T.A.G.S, nazywanej Ludźmi Średniowiecza, składającej się z trzech dziewczyn i trzech chłopców. Jeśli przypomnicie sobie, jak w amerykańskich filmach wygląda śmietanka towarzyska liceum, przed którą pozostali uczniowie albo uciekają w popłochu, albo się płaszczą, dodacie do tego obrazu obrzydliwie dużą ilość pieniędzy i przeniesiecie w realia anachronicznej szkoły... w zasadzie wiecie już wszystko. Ludzie Średniowiecza są bowiem dokładnie tak samo typowi i irytujący, jak wszystkie inne samozwańcze elity szkolne, których pozycja wynika tylko i wyłącznie z liczby zer na koncie i posiadania wpływowych rodziców. Gdyby jeszcze ta grupa prezentowała sobą jakiś poziom, może byłabym w stanie zrozumieć ich status, ale kiedy przed oczami staje mi scena z kolacji w Longcross Hall, gdzie część z nich (z naciskiem na Piersa i Cooksona) zachowuje się jak małpy w zoo... ręce opadają. Piękni, bogaci i głupi - tak w skrócie można ich określić.

Idea zapraszania losowych, nieznajomych w zasadzie ludzi na weekend do własnego domu wydaje się dziwna, ale jeszcze trudniejsza do pojęcia jest idea przyjęcia zaproszenia na taki weekend. Mowa tutaj o Greer, która przed przyjazdem do Longcross Hall nie zamieniła słowa ani z Henrym, ani z żadnym innym członkiem Ludzi Średniowiecza. Puszczając mimo uszu ostrzeżenia o niebezpieczeństwie tego wyjazdu i nie biorąc pod uwagę faktu, że kieruje się do domu zupełnie obcej osoby, decyduje się pojechać do rezydencji, licząc na... aprobatę osób stojących wyżej od niej w hierarchii szkolnej? W tym momencie historii nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego, że ta bohaterka nie grzeszy rozumem i w jej przypadku nie ma co liczyć na rozważne, przemyślane decyzje. Zresztą Greer już zawsze będzie dla mnie ikoną braku rozumu. Z każdą kolejną stroną bohaterka ta wzbudzała we mnie coraz większe poczucie żałości - wszystkie jej komentarze były tak infantylne, naiwne i prostolinijne, że modliłam się, by jak najrzadziej otwierała usta. Jednak - o zgrozo - to właśnie ona była również narratorką książki, a jej osobiste przemyślenia prezentowały podobnie żenujący poziom. Bardzo kłuła mnie również w oczy hipokryzja Greer. W momencie, gdy w końcu do niej dotarło, że Ludzie Średniowiecza nie są kolejnym z Boskich cudów i zaczynała wyczuwać grożące jej niebezpieczeństwo, nagradzałam jej spóźnioną przenikliwość drwiącymi oklaskami w mojej głowie, lecz skrycie cieszyłam się, że ostatecznie się opamiętała. Okazywało się jednak, że Greer jest jak flaga na wietrze - jej punkt widzenia zależy od towarzystwa, w jakim się znajduje, a wystarczy chwila spędzona z Ludźmi Średniowiecza lub jedno spojrzenie Henry'ego de Warlencourta, pod którym momentalnie się rozpływała, aby pozbyła się wszystkich obaw i zaczęła samą siebie przekonywać, że wszystko jest w najlepszym porządku, a postrzelenie człowieka jest niewinną zabawą. Co więcej, bez wyrzutów sumienia brała udział w rozrywkach Ludzi Średniowiecza, które wcześniej potępiała.

Zaproszeni do Longcross Hall umilają sobie czas "polowaniem strzelaniem wędkowaniem", co wydaje się dziwnym wyborem, jak na dziewiątkę młodych ludzi, jednak pasuje do nieco przestarzałych realiów świata stworzonych przez autorkę. Tym, co mi nie pasowało, był jednak sposób, w jaki M.A. Bennett kreowała te czynności podejmowane przez bohaterów, jakby miały być nie wiadomo jak ekscytujące. Z założenia S.T.A.G.S jest thrillerem dla młodzieży, jednak tak samo, jak emocji w książce jest znikoma ilość, tak sceny "polowania strzelania wędkowania" można porównać do grzybobrania w Panu Tadeuszu. Tak naprawdę podczas czytania poza irytacją nie czułam wiele. Gdy udało mi się zdystansować od wydarzeń w książce, nie denerwując się na każdą drobnostkę, która działała mi na nerwy, zwyczajnie się nudziłam. Zapewne celem autorki było stworzenie porywającego thrillera dla młodzieży, przy którym czytelnicy będą obgryzać paznokcie i wyrywać sobie włosy z głowy, nie potrafiąc wytrzymać napięcia, jednak zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością w tym przypadku było brutalne. Jeśli już posługuję się analogiami do Pana Tadeusza, to powiem jeszcze, że wszystkie spory pomiędzy bohaterami S.T.A.G.S o to, kto jako pierwszy ustrzelił bażanta, wzbudzały we mnie podobne emocje, co pojedynek Asesora i Rejenta, którzy spierali się, czyj chart schwytał zająca. Czyli żadne. A Pan Tadeusz przynajmniej czarował językiem, czego o powieści M.A. Bennett nie można powiedzieć...

Kończąc tę litanię skarg, muszę wspomnieć jeszcze o wątku romansowym, który w młodzieżówce pojawić się musiał, choć nie był ani trochę potrzebny. Miłość pojawiająca się w książce jest płytka do granic możliwości, taka "miłość" w cudzysłowie, w stylu dramatów sercowych przeżywanych w szkole podstawowej. Mam wrażenie, że autorka czuła się zobligowana do zawarcia w swojej powieści tego wątku, jednak zrobiła to bardzo niedbale i bez pomysłu, byle tylko odhaczyć element, który w jej mniemaniu jest pożądany przez czytelników tego gatunku literatury. Choć nie jestem wielką fanką romansów, nie pogardzę tym przemyślanym, mądrym i dobrze napisanym. M.A. Bennett jednak brakuje jeszcze bardzo wiele, by osiągnąć poziom, który by mnie zadowolił.

Wymienienie jednej zalety tej książki w żaden sposób nie podciągnie jej całokształtu przy tak dużej liczbie wad, ale zakończenie S.T.A.G.S zasługuje na pochwałę. Jestem skłonna stwierdzić, że jest to jedyny element powieści, który wyszedł autorce dobrze i za który otrzymała ode mnie jeden maleńki plusik. Sprytne zawiązanie akcji, zaskoczenie w momencie, gdy niczego się już nie spodziewałam, no i zgrabne nawiązanie do filmu o Sherlocku Holmesie w ostatnich słowach książki. Brawo. Czy nie dało się tak od początku?

PODSUMOWANIE:

S.T.A.G.S to ogromne rozczarowanie. Thriller młodzieżowy, który ani nie wzbudza emocji, ani nie cieszy, ani nie bawi, zupełnie nie spełnia swojego zadania. Bardzo chciałam polubić tę książkę, ponieważ pomysł na fabułę był intrygujący, jednak od samego początku z każdym jednym słowem robiło się coraz gorzej. Nie mogę polecić Wam tej książki, wręcz przeciwnie: odradzam. Choć widziałam wiele pozytywnych opinii na jej temat, mogę argumentować swoje zdanie tylko własnymi odczuciami, które nie są ani trochę pozytywne. Wybierzcie jakąkolwiek powieść ze swojej biblioteczki, a jestem pewna, że przysporzy Wam ona mniej irytacji i zawodu niż S.T.A.G.S.

★☆☆☆☆☆☆☆☆ (bardzo zła)

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Media Rodzina!



You Might Also Like

7 komentarze

  1. A pierwsze zdanie brzmiało dość zachęcająco. xd Podoba mi się ten pomysł z tą elitarną szkołą z internatem. Trochę Akademię Wampirów mi to przypomina. ♥ Chociaż szkoda, że główna bohaterka okazała się być tak infantylna, a fabuła nie zachwyca. :/

    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również żałuję. Sam motyw szkoły z internatem bardzo lubię, ale tylko wtedy, gdy jest dobrze wykorzystany - w tym przypadku niestety nie miało to miejsca :(

      Usuń
  2. Jestem przekonana, że ta pozycja nie dla mnie. Dzięki wielkie za szczerą opinię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że książka aż tak bardzo rozczarowuje. Ja zdecydowanie jestem na Nie. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Cieszę się widząc, że ktoś podziela moje zdanie - jesteś pierwszą osobą z negatywną opinią o tej książce, z jaką się spotykamy :)

      Usuń